niedziela, 16 marca 2014

Funny, how she's, caught up running in my head. - 5.






Ona. Osoba, którą skreślił ze swojego życia.
Ona. Osoba, którą chciał zapomnieć.
Ona. Osoba, której ponowne pojawienie się zmienia wszystko.

On. Osoba, którą skreśliła ze swojego życia.
On. Osoba, którą chciała zapomnieć.
On. Osoba, której ponowne pojawienie się zmienia wszystko.




            Dziękuje swojej przewodniczce, o ile można tak ją nazwać, i wchodzi do mieszkania. Siada na kanapie i wyciąga z walizki jedno ze zdjęć, które przywiozła tutaj ze sobą. Opuszkami palców dotyka szkła, pod którym jest zdjęcie, i czuje jak po policzkach spływają łzy. Momentalnie je ociera i odkłada zdjęcie na stolik. Ona widząc go poczuła ukłucie w sercu. On nawet jej nie zauważył w parku. Zabolało, nawet cholernie zabolało. Przecież rok temu nie każdy jeden dzień bez spotkania ze sobą uznawali za nieudany, za zły. A teraz? Praktycznie od roku nie mają kontaktu ze sobą. Od czasu, kiedy on wyjechał i zostawił ją samą. Dzwoniła, ale nie odbierał. Pisała maile, ale nie odpisywał. Zwątpiła w przyjaźń jaka między nimi była i odpuściła. Żyła swoim życiem i nie chciała wracać myślami do jego osoby aż do teraz. Do dnia, kiedy spotkała go szczęśliwego w parku jednego z włoskich miast. Znów łzy zalegają na policzku, które od razu ociera. Bierze głęboki oddech i podchodzi do lodówki. Świeci pustkami. Narzuca na ramiona jedynie płaszcz i wychodzi z mieszkania, uprzednio zamykając za sobą drzwi na klucz. Nie przejmuje się tym, że nie zna okolicy, przecież teraz ważniejsze jest to, że jej żołądek domaga się o jakiś pokarm. Trafia do pierwszego lepszego sklepu i spaceruje pomiędzy alejkami sklepowymi i chowa do koszyka jedynie najpotrzebniejsze produkty, które mogłyby wystarczyć na kilka dni.
-Scusi. - dociera do jej uszu męski głos, kiedy o mały włos nie ląduje na regałach ze słodyczami. - Ti prego di perdonarmi.
-You don't worry. I'm fine. - odpowiada nawet nie spoglądając na osobę. Poprawia włosy i odchodzi, dodając przy tym. - Kretyn.
-Jesteś z Polski? - czuje jak chwyta jej dłoń i momentalnie się odwraca.
-T.. - zamiera widząc osobę, która "potrąciła" ją w jednej z alejek.
-Ew..
-Michał. - znów czuje jak w oczach gromadzą się łzy. Wyrywa dłoń z jego uścisku i najszybciej jak tylko potrafi odchodzi w stronę rzędu sklepowych kas. Płaci za zakupy i wybiega ze sklepu.
-Ew, poczekaj! - krzyczy za nią, jednak ona nie reaguje. - Ew, proszę Cię. - chwyta za jej dłoń.
-Zostaw mnie, proszę. - stara się wyrwać dłoń z jego uścisku, jednak on na to nie pozwala. - Puść mnie!
-Nie puszczę dopóki nie porozmawiamy.
-Nie mamy o czym rozmawiać, Michał. - wyrywa się z jego uścisku i oddala się na bezpieczną odległość. - Teraz chcesz rozmawiać? Wyjechałeś rok temu i nie raczyłeś się odezwać! Dzwoniłam, pisałam, a Ty nic!
-Daj mi wytłumaczyć, wyjaś..
-Nie Michał, nie ma czego wyjaśniać. - ociera mokre od łez policzki, odwraca się i odchodzi. Jednak po chwili namysłu zatrzymuje się i odwraca. - Życzę Ci szczęścia z tą kobietą. Wyglądacie razem cudownie.
Wpada do mieszkania i rzuca torbą z zakupami na kuchenne meble. Nie ma chęci, a może raczej ochoty na rozpakowywanie zakupów. Chwyta walizkę i ciągnie ją za sobą do sypialni, gdzie wyciąga wszystkie ubrania, które po chwili chowa do półek. Nie ma zamiaru się poddawać, chociaż wie, że może go spotkać gdziekolwiek. Przez kolejny tydzień miała szczęście i nie spotkała go ani na ulicy, ani w sklepie. Cieszy się z tego, chociaż ma świadomość, że to może być cisza przed burzą, ale woli układać sobie w głowie bardziej pozytywny scenariusz swojego pobytu we Włoszech. Skontaktowała się jakiś czas temu z kolegą Kubiaka, który również gra we Włoszech. Wyciąga z kieszeni telefon i wybiera jego numer. Po krótkiej rozmowie rozłącza się, by po jakiś dwudziestu minutach otwierać drzwi.
-No, no, no. Ewelina, zmieniłaś się. - śmieje się przytulając ją do siebie.
-A Ty nie skurczyłeś się. - wytyka w jego stronę język i zaprasza go do środka.
-Jak Twoje love story z Dzikiem? - siada na kanapie.
-Wiesz, to, jak Ty to nazwałeś, love story poszło się jebać, za przeproszeniem. - wzdycha i opada na kanapę. - Spotkałam go dzisiaj i może te wszystkie wspomnienia wróciły, ale to on miał mnie gdzieś.
-Ewka, przecież wiesz jakie jest życie sportowca.
-Ty jakoś potrafiłeś znaleźć czas dla swojej starej znajomej, Bartek.
-Wiesz, że cały czas opowiadał o Tobie? - spogląda w jej stronę delikatnie się uśmiechając. - Przy każdej możliwej sytuacji mówił zawsze "Ew to robiła, Ew tamto robiła. Ona potrafiłaby pomóc, ona potrafiłaby to i tamto". Gram z nim w jednym klubie Ewka i wiem więcej niż mogłoby Ci się wydawać.
-Nie zmienia to faktu, że jest szczęśliwy z jakąś kobietą. - wzdycha sięgając po kubek z ciepłą herbatą.
-Mówisz o Valerii? - spogląda na nią i chichocze pod nosem.
-Bardzo śmieszne Kurek, bardzo.
-Po prostu Vali to jego znajoma. Nie wydaje mi się, aby było coś więcej między nimi, tym bardziej, że on na każdym kroku gada o Tobie, Ewka !
-Bartek, ale to on to zniszczył. Kochałam go, rozumiesz? Kochałam go całym sercem. Zaakceptowałam jego wyjazd. Chciał się rozwijać, a ja nie chciałam stać na jego drodze do sukcesu. Dzwoniła, pisałam, a on nic. Sam to wszystko zaprzepaścił.
-Ja też Cię kochałem, Ew..
Zamiera słysząc dobrze jej znany głos. Mimowolnie przekręca głowę w tył i widzi stojącego w drzwiach Kubiaka. Nie zastanawia się nad tym skąd on znał jej adres, bo doskonale zdaje sobie spr
awę, że to właśnie Kurek go poinformował o tym. Teraz jedynie echem odbijały się słowa wypowiedziane przez Kubiaka.
-Właśnie, kochałeś. - wstaje i podchodzi do okna, przez które spogląda.
-Co nie zmienia faktu, że nadal jesteś dla niego ważna, Ewka. - Bartek stara się jakoś załagodzić zaistniałą sytuację. - Zostawię Was samych.
Nim się spostrzegają, przyjmującego już nie ma w mieszkaniu, ale panuje za to w nim cholernie niezręczna cisza. Przecież kto by pomyślał, że pomiędzy tak doskonale znającymi się osobami zapanuje tak cholernie niezręczna cisza, która w prawdzie nigdy między nimi nie panowała. W pewnym momencie czuje jego dłoń na swoim biodrze i mimowolnie odwraca się do niego przodem.
-Jakbym wiedziała, że Cię tutaj spotkam, nie przyjechałabym tutaj.
-Wiem przecież, że tak nie jest. Jestem pewny, że doskonale wiedziałaś do jakiego miasta jedziesz i doskonale wiedziałaś, że tutaj gram. - gładzi dłonią jej policzek.
Nie ma siły wypowiedzieć ani jednego słowa. Jego dotyk sprawił, że przez jej ciało przechodzi dreszcz, którego nie czuła od dawna. W zasadzie to od ostatniego spotkania z nim. Czuje jak jego dłoń przesuwa się po jej talii w dół, a ona nie potrafi się temu przeciwstawić.
-Kocham Cię Ew, i to się nigdy nie zmieniło. - łączy swoje usta z jej w delikatnym, a zarazem czułym pocałunku.
On chciał w końcu zaznać smaku jej ust, co mu się udało.
Ona chciała w końcu zaznać jego bliskości, co jej się udało.
Oni chcieli być razem mimo wszystko. 
Oni chcieli się kochać mimo wszystko.
Oni byli dla siebie stworzeni od początku.




~*~

Mamy oto koniec historii Michała i Eweliny. :). Mam nadzieję, że nie zawiedliście się na tej historii. :). Swoją drogą, może niebawem znów coś tutaj opublikuję, coś krótkiego. :). Mam już chyba nawet pomysł i to na niekoniecznie siatkarską opowiastkę. :)
Zobaczyć tak uśmiechniętego Dicka - bezcenne! <3 
Pucha Polski wędruje do ZAKSY, choć szkoda Jastrzębia. ;c.
Dziękuję za uwagę. :)

Pozdrawiam, inaccessiblegirl!