piątek, 10 maja 2013

I never really cared until I met you - 1.

Budzisz się rankiem, a obok Ciebie znajduje się puste miejsce. W pamięci masz jedynie wspomnienia upojnej nocy, które zapewne były skutkiem wypitej zbyt dużej ilości alkoholu. Nie przejmujesz się tym za bardzo, bo doskonale wiesz, że to był jeden raz i że więcej nie spotkasz owego mężczyzny, bo przecież nie zapamięta ani Ciebie, ani wydarzeń z ubiegłej nocy. Wstajesz i owijasz ciało prześcieradłem. Zabierając z szafy jeansowe rurki i biały, luźny top wchodzisz do łazienki. Tam szybko wskakujesz w owe ubranie, biorąc oczywiście wcześniej prysznic. Włosy spinasz gumką w tak zwany koński ogon, robisz delikatny makijaż i wychodzisz. Zabierasz na szybko jabłko znajdujące się na stole i w pośpiechu wychodzisz zamykając drzwi. Wsiadasz do swojego czarnego Audi A3 i jedziesz w kierunku centrum. Zatrzymujesz się pod Impresją i w pośpiechu wchodzisz do środka. Na Twoje szczęście szefa jeszcze nie ma i tym razem unikniesz monologu jego słów. Zakładasz fartuszek i stajesz przy kasie. Klienci z każdą chwilą schodzą się w większych ilościach, a Ty zaczynasz swój codzienny slalom pomiędzy stolikami zbierając zamówienia i roznosząc je klientom. W prawdzie jesteś świadoma, że gdyby nie postępująca choroba matki to nigdy nie zdecydowałabyś się na pracę w tym miejscu. Zrobiłaś to jedynie dlatego, aby pomóc rodzicom. Zostałaś im jedynie Ty, bo Twój dwa lata starszy brat wypiął się na nich  Do Ciebie od czasu do czasu odzywa się, jednak Wasza rozmowa nie klei się za bardzo. Kończy się jeszcze szybciej niż zaczyna i przyzwyczaiłaś się do tego.
-O czym tak myślisz? - z rozmyśleń wyrywa mnie głos jednej z koleżanek z pracy, Kasi.
-Nad sobą i nad swoim życiem. - wxdychasz i nakładasz na talerzyk kawałek szarlotki.
-Dlaczego nie zrezygnujesz z tej pracy, co? - zabiera talerzyk i z politowaniem na Ciebie patrzy.
-Muszęę jakoś pomóc rodzicom.  - wzruszasz ramionami i opierasz się o blat stołu.
-Przecież jest jeszcze Kacper. - posyła sztuczny uśmiech i odchodzi w kierunku stolika.
No właśnie. Niby jest Kacper, ale w ogóle go nie ma. Dopiero teraz dochodzi do Ciebie to, że on w ogóle nie wie o chorobie Waszej matki. Wiesz, że powinnaś mu to powiedzieć, ale wiesz też, że to i tak nic nie da. Doskonale wiesz to zarówno i Ty, jak i Twoi rodzice. Właśnie dlatego nie pozwolili Ci nic mu powiedzieć, a Ty uszanowałaś ich decyzję choć nie było to dla Ciebie łatwe. Wiedziałaś, że tak będzie lepiej, choć sama nie zarabiałaś kroci. Znów Kasia przerwała Twoje rozmyślanie pytając się o to, czy chcesz kawałek tiramisu. Kiwasz jej jedynie głową, a już po kilku minutach siadacie razem przy stoliku i zajadacie się pysznymi przysmakami. Dość szybko kończycie przerwę i wracacie do swoich obowiązków.
-Powinnaś mu powiedzieć. -wzdycha i wchodzi do kuchni.
Nie odpowiadasz tylko wysilasz się na uśmiech i kierujesz go w stronę klientów, aby nie uciekli widząc Twój wyraz twarzy. Kończysz jak zwykle o  godzinie trzynastej i wychodzisz. Ku Twojemu nieszczęściu zaczyna padać. W pośpiechu biegniesz do auta i wpadas  w kałurzę, prawie się przewracając. Jednak ratują Cię czyjeś ramiona. Spoglądasz w górę i zamierasz. Uratował Cię ON, osoba, której miałaś już nigdy nie spotkać. Osoba, z którą miało Cię nic więcej nie łączyć, a Teraz wpadasz w jego ramilona.Teraz ratuje Cię przed wylądowaniem po uszy  w brudnej, deszczowej wodzie połączonej z błotem.


~*~

Zaczynam coś nowego. Mam nadzieję, że się spodoba. Z góry przepraszam za błędy, ale poszę na telefonie, niestety. Mam nadzieję, że nie zlinczujecie mnie za jakiekolwiek błędy. ;).

Pozdrawiam, inaccessiblegirl!


1 komentarz: